Pewien człowiek wdrapał się na wysokie drzewo i stamtąd krzyczał, że skoczy i zabije się. Zrobiło się zbiegowisko. Ludzie radzili, co robić. Baby płakały. Ktoś zadzwonił na policję. Ci przyjechali. Patrzyli. Myśleli. Ale tak naprawdę nikt nie wiedział, co począć w tej sytuacji.
Sierżant krzyczał przez megafon, ażeby desperat złaził, ale tamten jeszcze bardziej się desperował i wydzierał, że skoczy.
Przyjechał negocjator, a z nim telewizja. Zrobił się wielki harmider. Potem pertraktacje, które na nic się nie zdały.
W poczuciu fiaska rozmów, sołtys zaproponował, aby sprowadzić proboszcza.