Dostępne źródła podają, że książę Mikołaj Sapieha mógł zapaść na nieznaną współcześnie tropikalną chorobę, paraliż lub depresję. Niemniej jednak faktem jest, że na chorobę zapada. Namówiony przez żonę udaje się w pielgrzymce do Rzymu, aby prosić o łaskę uzdrowienia.
W Rzymie Ojciec Święty Urban VIII zaprasza go na Mszę św. sprawowaną w prywatnej kaplicy papieskiej na Watykanie. Eucharystia sprawowana przez Urbana VIII przed wizerunkiem Matki Bożej Gregoriańskiej całkowicie odmieniła życie Mikołaja Sapiehy. Nie tylko doznał łaski całkowitego uzdrowienia, ale zrodziło się w nim wielkie pragnienie, aby cudowny wizerunek, przy którym się modlił, znalazł się w budowanej przez niego świątyni w Kodniu.
Nie wiemy dokładnie, co się wówczas stało, można się domyślać, że książę chciał odkupić obraz od papieża, ale ten się pewnie nie zgodził. I wtedy, trudno w to uwierzyć, ale Mikołaj Sapieha, najwyraźniej oszalały z miłości do Maryi, postanawia… ukraść obraz! Przekupuje papieskiego zakrystiana, obiecując mu 500 złotych dukatów, i natychmiast po uzyskaniu obrazu, ucieka do Kodnia. Udaje mu się zgubić pościg i 15 września 1631 roku dociera na miejsce.
W 1636 roku Mikołaj postanawia udać się w kolejną pielgrzymkę do Rzymu, aby prosić o zdjęcie ekskomuniki. Trzeba dodać, że w międzyczasie Mikołaj Sapieha był bardzo aktywny politycznie, zawsze bronił interesów Kościoła katolickiego i papiestwa. Również ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce biskup Honorat Visconti był zaangażowany w zdjęcie kary z polskiego arystokraty. Ostatecznie papież Urban VIII miał karę cofnąć, a nawet nakazać wymazanie z dokumentów zapisu o jej nałożeniu, a obraz został oficjalnie ofiarowany Sapiesze.